czwartek, 11 stycznia 2018

Kransekage, czyli Nowy Rok po duńsku

W Święta pogoda zrobiła nam psikusa; słońce świeciło prosto w oczy z zaskakującą siłą, a termometr, nawet po przetarciu oczu ze zdziwienia, z zapamiętaniem pokazywał prawie dziesięć kresek. Rozglądając się wokół miało się wrażenie, że to marzec i pierwsze, nieśmiałe jeszcze, podmuchy wiosny. Byłam na to przygotowana; tydzień przed Wigilią w radiu mówili, że na białe Święta mamy... Całe dwa procent szans. I choć jestem niepoprawną optymistką, to jednak nie aż taką. Pogodziłam się z losem, a nawet znalazłam jasne strony zaistniałej sytuacji: nie trzeba co rano skrobać auta, ani wychodzić z domu piętnaście minut przed czasem, w razie, gdyby jednak było ślisko.

Tymczasem tuż po Nowym Roku, kiedy po raz pierwszy nieśmiało myśli się o wiośnie, pojawiły się przymrozki. I to nie byle jakie, bo całe pięć stopni poniżej zera! (Mieszkam w Danii - to nie Syberia; tutaj minus pięć wywołuje powszechny popłoch.) Przez ostatnie kilka dni szyby musiałam Francuzowi skrobać dwa razy dziennie, bo zanim skończyłam pracę, znów zamarzały. Chodniki pokrywa cienka warstwa lodu; na tyle jednak niebezpieczna, że trzeba naprawdę uważać przy spacerach z sierściuchami. Wylądowanie na czterech literach to jednak nie do końca to, na co ma się ochotę, nawet w taki słoneczny dzień, jak dziś.
Pączusia szaleje - śnieg wyzwala w niej dodatkowe rezerwy energii, o których nie miałam pojęcia, że istnieją. Biega, prycha i skacze, i - o dziwo! - zaraża tym Ptysię, która mimo swego statecznego wieku, nagle przypomniała sobie, jak to jest fajnie wsadzać nos w śnieg i wzbijać skrzące się w słońcu fontanny białego puchu. Zabieramy je więc do parku na dłuższe spacery; póki im łapki, a nam nosy, nie zaczynają zamarzać. Wtedy wracamy do domu, C. rozpala w kominku, a ja robię nam gorącej herbaty. I pod kocykiem, na kanapie, obserwujemy przybierające najfantastyczniejsze barwy niebo.
Ach, żeby tylko było więcej czasu na takie przyjemności...

Dzisiaj mam dla Was przepis na kolejny duński klasyk: kransekage. Cóż to takiego? Zaczniemy od rzeczy prostej: konfektu. Czyli małych wypieków, takich w sam raz na raz. Migdałowe ciasto na białkach, krótko pieczone w wysokiej temperaturze, przybiera apetyczną złoto-brązową barwę i staje się chrupiące, w środku jednak pozostaje miękkie i lekko ciągnące. Sylwestrowa zabawa nie może się obyć bez kransekage - o dwunastej przegryza się je do szampana. 
Klasycznie w Danii używa się masy o nazwie kranse xx - jest to masa na bazie migdałów i pestek moreli. W wypadku konfektu jednak idealnie sprawdzi się surowy marcepan. O marcepanowych masach więcej napiszę w kolejnym wpisie - Duńczycy mają ich bowiem całe mnóstwo, a każda służy do przygotowywania czego innego... Ale każdy, kto choć raz odwiedził ten najbardziej wysunięty na południe skandynawski kraj, wie, że jego mieszkańcy migdały traktują jak dobro narodowe na równi z ciastem duńskim (tutaj zwanym wienerbrød; tak dla ułatwienia).

Kransekage konfekt


Składniki:
(na 40 sztuk)
  • 310 g surowego marcepanu (kranse xx)
  • 155 g cukru
  • 50 g białek

dodatkowo:
  • 10 orzechów laskowych
  • 5 migdałów
  • 5 ćwiartek orzechów włoskich
  • 2 łyżki powideł śliwkowych
  • 2 łyżki nugatu

Marcepan utrzeć z cukrem na gładką masę - drobinki cukru nadal będą wyczuwalne. Powoli wlewać białka, cały czas ucierając.
Masę przełożyć do woreczka cukierniczego z tylko w kształcie gwiazdki, wyciskać rozetki na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
W część wcisnąć orzechy laskowe, włoskie i migdały. W pozostałych wilgotnym palcem zrobić dziurki. Połowę z nich wypełnić powidłami.

Piec w 220 st. C. przez 6-7 minut. Ciasteczka powinny się zrumienić.

Puste ciasteczka wypełnić nugatem (jeśli jest zbyt twardy, lekko go podgrzać).
Zostawić do całkowitego ostudzenia.

Czekoladę zatemperować, maczać w niej spody ciastek, odkładać na papier do pieczenia.

Przechowywać w szczelnie zamkniętej puszce.

Smacznego!


Konfekt można wypełniać niemal wszystkim - orzechami, pistacjami, dżemami (muszą być twarde), nugatem (po upieczeniu, inaczej spali się w wysokiej temperaturze), wisienkami koktajlowymi... Im więcej rodzajów nadzienia, tym lepiej będą się później prezentować na talerzu.

7 komentarzy:

  1. Wyglądają bardzo zachęcająco. U nas pogoda była podobna. A co ciekawe teściowie widzieli nadlatujące gęsi ostatnio, więc nici z zimy i saneczek z synkiem :(

    OdpowiedzUsuń
  2. ale fajne! jak najbardziej mi się podobają

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuszą te ciasteczka kuszą! Idealne na zimę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jakie piękne ciasteczka, jak z cukierni !

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam marcepan :) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciasteczka jak malowane :-) Mniaaaaam

    OdpowiedzUsuń