piątek, 24 lipca 2015

Liebster Blog Award razy cztery

Dziś ostatni dzień wyzwania blogowego u Ani. Tym razem mieliśmy napisać pięć rzeczy o sobie, najchętniej pikantnych tajemnic, o których niczego nieświadomi Czytelnicy do tej pory bladego pojęcia nie mieli. Jednak, po pierwsze, można we mnie czytać niczym w otwartej księdze, na blogu regularnie dzielę się z Wami moim życiem osobistym (na co, póki co, nikt nie narzeka) i chyba dałam się już poznać z każdej niemal strony; a po drugie - nie jestem w tym za dobra. Nie wiem, co o sobie powiedzieć, żeby zaciekawić ludzi moją skromną osobą (pisanie CV i listu motywacyjnego, pomijając fakt, że po duńsku, to koszmar właśnie z tego powodu). Jak typowa Polka, mam problem z chwaleniem się i przyjmowaniem komplementów: piękne ciasto - eee tam, zwykły sernik; ładna bluzka - ach, taka tam stara; dobrze dziś wyglądasz - a wiesz, zaspałam i nawet nie zdążyłam się umalować... Znacie to? Założę się, że tak. Takie zachowania siedzą w nas głęboko, i ciężko się ich pozbyć. Staram się jak mogę, ale ciągle, gdy mam opowiadać o sobie, nie jest lekko...

Dlatego właśnie postanowiłam wykorzystać fakt, że cztery fantastyczne blogerki: MuffinkaKaroGosia i Ola, nominowały mnie do Liebster Blog Award 2015, czyli zabawy polegającej na odpowiedzeniu na jedenaście pytań. Łącznie będziecie więc mogli przeczytać aż czterdzieści cztery rzeczy o mnie, o których być może nie wiedzieliście... Albo i wiedzieć wcale nie chcieliście - w takim wypadku nie czytajcie dalej.
Na początek pytania od Muffinki:

1. Jaka jest Wasza ulubiona przyprawa?
Uff, trudne pytanie (a to dopiero pierwsze!). Mam w kuchni mnóstwo pojemniczków i torebeczek pełnych aromatycznych przypraw, bo uważam je za bardzo istotny składnik mojego gotowania. Największym sentymentem jednak darzę kardamon - od samego początku mojej przygody z pieczeniem mnie oczarował, i bardzo lubię dodawać go na przykład do białej czekolady.

2. Co Was natchnęło do rozpoczęcia pisania bloga?
O tym już pisałam wielokrotnie - po przyjeździe do Danii zaczęłam najpierw obserwować blogi kulinarne, później wykorzystywać z nich przepisy, aż wreszcie zapragnęłam mieć swoje miejsce w sieci.

3. Jakie jest Wasze motto życiowe?
Hmm... Chyba nie mam takiego. Ale od jakiegoś czasu hołduję zasadzie: żyj i pozwól żyć innym. Uważam też, że należy spełniać marzenia, a praca tylko dla pieniędzy nigdy nie przyniesie satysfakcji. Dlatego połączyłam jedno z drugim i rozpoczęłam szkołę cukierniczą.

4. Co jest Waszą mocną stroną w gotowaniu?
Zdecydowanie pieczenie. I łączenie nowych, nietypowych smaków - tak przynajmniej lubię myśleć.

5. Jakie jest Wasze popisowe danie?
Czy ja wiem? Generalnie chyba ciasto, jakiekolwiek... A precyzując: sernika różne wariacje. I drożdżówki z owocami - ostatnio wszyscy się nimi zachwycają.

6. Jakie jest Wasze najzabawniejsze wspomnienie z gotowania?
Gdy byłam mała, razem z Siostrą czas przed Bożym Narodzeniem często spędzałyśmy u Dziadków. Oczywiście, pomagałyśmy Babci jak potrafiłyśmy najlepiej. Ubrane w koszule flanelowe, chodziłyśmy po domu ze skupionymi minami, a w kieszonkach zamiast eleganckich chusteczek nosiłyśmy... Łyżeczki. I próbowałyśmy nimi wszystkiego.

7. Jaki kraj chcielibyście odwiedzić pod względem kulinarnym?
Każdy. Serio - chyba wszystkie kuchnie mają coś ciekawego i intrygującego do zaoferowania. Mogłabym tak jeździć po świecie i smakować... Dopóki nie zatęskniłabym za swoją własną kuchnią.

8. Wasz ulubiony owoc? 
Czereśnie, bo mam do nich ogromny sentyment z dzieciństwa i kiedyś na to pytanie nie odpowiedziałabym inaczej. Dzisiaj szaleję chyba za wszystkimi, szczególnie tymi z kwaśną nutą. 

9. Dla kogo lubicie najbardziej gotować? 
Dla wszystkich, którzy chcą jeść to, co przygotowałam. Uwielbiam sprawiać radość moim bliskim, ale też zupełnie obcym osobom - na przykład panu w autobusie, który z niego wysiadając chwalił się wszystkim pasażerom, czego to on nie dostał. 

10. Jakie jest Wasze ulubione ciasto?
Sernik. Najchętniej pieczony, ale dodatki mogą być przeróżne. Uwielbiam je i piec, i jeść. 

11. Czy jest danie/deser, bez którego nie wyobrażacie sobie życia? 
Hmm... Wiele jest takich, szczerze mówiąc. Ale chyba lody. Życie bez lodów byłoby niesamowicie smutne...

Pytania od Karo:

1. Gdybyś mogła mieszkać w wybranym mieście w Europie, które by to było i z jakiego powodu?
Wiele jest takich. Wahałabym się między Wiedniem, bo wydaje mi się taki cudownie staroświecki i jest szansa, że na którymś spacerze spotkałabym mojego ulubione powieściopisarza; Paryżem, bo jest cudownie romantyczny i chyba każda dziewczyna kiedyś marzyła o mieszkaniu na paryskim poddaszu; a Barceloną, bo wydaje mi się tajemnicza i urzekająca.

2. Twoja popisowa potrawa to...?
Tak ja napisałam wyżej - sernik. Zdecydowanie.

3. Dlaczego zaczęłaś gotować i interesować się kuchnią i kulinariami?
Bo się nudziłam. Nie mając pracy przez kilka chwil, nie wiedziałam, co ze sobą robić. A że jeść trzeba, a ja praktyczna raczej jestem, wydawało się to dobrym rozwiązaniem na daną chwilę. Okazało się, że zostało ze mną na dłużej. 

4. Piętrowy, bogaty tort czy proste ciasto? Dlaczego tak, a nie inaczej?
To zależy. Do jedzenia - raczej proste ciasto. Ich smak przypomina mi dzieciństwo, poza tym wystarczy odrobina wanilii czy cynamonu, żeby nabrało zupełnie nowego charakteru. Jeśli zaś chodzi o przygotowanie, to takie proste ciasta to codzienność, ale lubię wyzwania, więc od czasu do czasu lubię poszaleć z tortami.

5. Twoje ulubione czasopismo to...?
Nie mam. Nie kupuję nic regularnie, ot, jak mnie coś zainteresuje. Za to z prawdziwą rozkoszą inwestuję w książki, nie tylko kucharskie.

6. Ulubiony produkt spożywczy. Dlaczego akurat ten?
Hmm... Bo ja wiem? Chyba czekolada - bo sama w sobie jest pyszna, a i wszystko, co czekoladowe, zazwyczaj powala smakiem.

7. Potrawa, której nienawidziłeś w dzieciństwie, to...?
Nienawidziłam to być może zbyt mocne słowo, ale naprawdę nie lubiłam galatu. Do dzisiaj nie jestem jego największą fanką.

8. Twój preferowany środek transportu to...? 
Samochód. Mieszkam w małej mieścinie, gdzie autobusy jeżdżą rzadko, a często przemieszam się na duże odległości - samochód jest szybki, wygodny i w ogóle niezastąpiony. Poza tym po prostu uwielbiam prowadzić auto!

9. Do jakiego filmu najchętniej i wielokrotnie wracasz? Dlaczego?
Ostatnimi laty jest to Nightmare before Christmas Tima Burtona. Za świetną historię, genialną muzykę i niepowtarzalny, wyjątkowy klimat. 

10. Co poza gotowaniem Cię pasjonuje?
Książki. Uwielbiam czytać, przeżywam te wszystkie mniej i bardziej fantastyczne historie, mam mocno rozbudowaną wyobraźnię i nie wyobrażam sobie dnia bez przeczytania choćby kilku stron.

11. Jesteś lub byłaś kiedykolwiek na diecie? Z jakiego powodu?
Kilka razy próbowałam, ale to dawno i nieprawda. Oczywiście, chodziło o zrzucenie kilku nadprogramowych kilogramów, ale bez słodyczy czułam się straszliwie smutna... Poza tym taka dieta to podwójne wyrzeczenie - nie można jeść, ale też przyrządzać, co jest karą samo w sobie... W związku z tym zamiast odbierać sobie przyjemności, zaczęłam ćwiczyć - i poskutkowało.

Teraz kolej na pytania od Gosi:

1. Bez jakiego sprzętu kuchennego nie umiałabyś się obejść?
Odkąd dostałam Wallego, to on jest w centrum mojego kulinarnego wszechświata, głównie za swoją uniwersalność. Jednak pomijając jego - porządny, ostry nóż. Bez niego gotowanie jest katorgą.

2. Czy jest coś, czego nigdy byś nie zjadła?
Żywe robale. I pisklęta podawane w całości - to zdecydowanie za dużo, jak na moje delikatne nerwy...

3. Kto jest Twoim kulinarnym idolem/idolką? Dlaczego?
Nigella. Oglądałam jej programy na długo przedtem, zanim zaczęłam interesować się gotowaniem samym w sobie. Nigella jest po prostu czarująca, no i nie wstydzi się podjadać po północy.

4. Czy jest jakaś potrawa lub deser, który sprawia Ci szczególną trudność lub którego wyjątkowo nie lubisz?
Nie przepadam za jedzeniem galatu, sama nigdy nie próbowałam go robić. Kiedyś frustrowały mnie ciasta ucierane - wyciągałam z piekarnika jeden zakalec za drugim... Dzisiaj przełamałam fatum, a każdą trudność w kuchni traktuję jako wyzwanie i drogę do rozwoju.

5. Gdybyś nie blogowała o gotowaniu/pieczeniu, to o czym?
O książkach. Od czasu do czasu zresztą to robię.

6. Dla kogo nigdy nie chciałabyś gotować?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Tak samo lubię gotować dla bliskich, jak i dla obcych osób - kiedy tacy chwalą, ma się pewność, że nie robią tego dlatego, że nas kochają.
Ale chyba nie chciałabym pracować w stołówce dla polityków, bo... No wiadomo, prawda...?

7. Gdybyś mogła mieszkać w dowolnym miejscu na świecie, ale nie tu, gdzie jesteś teraz, gdzie by to było?
Tak jak pisałam wyżej - Paryż, Barcelona, Wiedeń. Może Kraków? Uwielbiam jego artystyczny klimat. Albo jakieś małe, malownicze miasteczko gdzieś w Europie, gdzie jest raczej ciepło niż zimno, gdzie na targu można kupić piękne sezonowe warzywa i owoce, żartując przy tym ze sprzedawcą, gdzie miałabym piękną kuchnię w drewnie, a z belek pod sufitem zwisałby czosnek i suszące się zioła... Tak sielsko-anielsko i spokojnie, bez pośpiechu...

8. Czy zdarzyło Ci się kiedyś kupić jakiś kompletnie nieprzydatny gadżet kuchenny? Jeśli tak, to jaki i co się z nim stało?
Hmm... Kupiłam stojący mikser, po czym nie używałam stojaka, bo nie spełniał do końca swojej funkcji. Z tego co pamiętam, chyba gdzieś się ciągle kurzy na dnie szafy... Kupiłam też krajalnicę, której użyłam raz - za dużo mycia, a efekt mizerny. Też leży w pudle w szafie i czeka na lepsze dni.

9. Na co (poza blogiem) najchętniej wydajesz pieniądze?
Na książki. Uwielbiam czytać i gromadzić książki, w których zaczytywać się kiedyś będą moje dzieci i wnuki... I na jedzenie, ale to można podciągnąć pod bloga, prawda?

10. Z kim najbardziej lubisz gotować?
Z moim C. Bardzo nam dobrze razem idzie, nawet w naszej mikroskopijnej kuchence.

11. Mając 1000 zł i mogąc je wydać tylko na jedną rzecz, kupiłabyś buty czy torebkę?
Buty. Na wysokim obcasie, takie tylko na wyjątkowe okazje (bo na co dzień szpilek nie noszę; poza tym, jakbym wydała tyle pieniędzy na jedną rzecz, niemal bałabym się to nosić...).

I na koniec pytania od Oli:

1. Poranek czy wieczór - kiedy wyzwala się w Tobie największa kreatywność i pracowitość?
Choć lubię przesiadywać wieczorami, najbardziej pracowita jestem rano - zaraz po obudzeniu mam najwięcej energii do działania. Choć w zasadzie w kuchni mogę szaleć o każdej porze dnia i nocy (dosłownie!).

2. Miseczka czy talerz - w czym wolisz przegryzać zupę?
Miseczka, zdecydowanie. Muszę w końcu kupić jakiś ładny, nowy komplet, bo stary zaczyna mnie powoli nudzić.

3. A skoro o zupie mowa... Klarowna czy krem? Z jakich warzyw najchętniej?
Krem, zdecydowanie. Z dyni lub marchewki pojawiają się u mnie najczęściej, ale lubię też eksperymentować z nowymi smakami i połączeniami.

4. Przyznaj się do swojego kulinarnego grzechu. Po którym wcale nie prosisz o pokutę i nie postanawiasz poprawy.
Podjadam, i to o najróżniejszych porach. Pory posiłków są dla mnie bardzo umowne - jak tylko robię się głodna, jem.

5. Miałaś czasem ochotę podjeść pistacje w dziale orzechów na wagę?
Nie, jakoś o tym specjalnie nie myślałam... Co innego czereśnie - często mnie korci, żeby sprawdzić, czy są wystarczająco słodkie.

6. Jaka jest Twoja najdziwniejsza fobia?
Bo ja wiem...? Boję się pająków i innych robali, ale to chyba nie aż takie dziwne...

7. Czy serio czytasz magazyny kulinarne?
Nie, raczej tylko przeglądam i wybieram, co mnie interesuje.

8. A posty innych blogerów? Czytasz, czy raczej oglądasz tylko fotografie?
Czytam, od deski do deski (najbardziej lubisz jaglankę, a słuchasz Chet Fakera).

9. Cerata? Renesans czy wciąż kuchenny kicz?
Zależy jaka. Taka tradycyjna, śliska i w kratę do mnie nie przemawia. Ale są już takie bardziej eleganckie, które przypominają obrusy, i można je dostać w bardzo ciekawych wzorach - jeśli kiedyś będę miała miejsce na ceratę, być może się na taką właśnie skuszę.

10. Zdarza Ci się zjeść coś z podłogi, gdy spadnie?
Tylko, gdy nikt nie patrzy.

11. Klniesz w kuchni?
Rzadko. Przebywanie w kuchni działa na mnie raczej uspokajająco, ale są takie dni, że wszystko leci mi z rąk, i cóż... Używam wtedy słów powszechnie uznanych za niecenzuralne. Ale też raczej, gdy nikt nie słyszy.

Mam nadzieję, że dziewczyny poczują się usatysfakcjonowane moimi odpowiedziami. Raz jeszcze ogromnie dziękuję za nominacje - bardzo to przyjemne uczucie. Ale w końcu Wy też byłyście nominowane, więc doskonale o tym wiecie.

Muszę przyznać, że odpowiedzi na te pytania zajęły mi dobrą godzinę. Człowiek się musi poważnie zastanowić, nawet, jeśli pytania są z pozoru proste, a odpowiedzi oczywiste. Jak nic wyzwoliło to ze mnie pokłady kreatywności, więc myślę, że post idealnie wpasowuje się w wyzwanie u Ani.

7 komentarzy:

  1. Gratulacje, nieźle się napracowałaś odpowiadając na te wszystkie pytania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow ileż pytań! Musiało być trudno odpowiedzieć na nie, ale fajnie wiedzieć więcej o tobie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tyle pytań, gratuluję nominacji:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś fantastyczna, super się czytało odpowiedzi na te wszystkie pytania. Bardzo się cieszę, że zechciałaś na nie odpowiedzieć i podziwiam samozaparcie, bo wiem, że nawet jeden zestaw daje duuużo do myślenia ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa. Dziękuję za cudne odpowiedzi - wiem o Tobie wystarczająco tyle, by się uśmiechać od ucha do ucha do Ciebie :) ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana, wyczerpałaś temat. Wiemy już wszystko:). Po przeczytaniu Twoich odpowiedzi widzę, że mamy wiele wspólnego ze sobą:). A jeśli chodzi o miasto, to ja zdecydowanie wybrałabym Paryż. Natomiast jeśli chodzi o przyjmowanie komplementów, to też mam z tym spory problem, nie mniej bardzo je lubię:). Jakiś czas temu czytałam na ten temat artykuł, w którym było napisane, że najzdrowszą reakcją na komplement (ale najtrudniejszą) jest powiedzieć "dziękuję" i za przeproszeniem zamknąć się. Nie dodawać już nic. Lubię takie wyzwania, więc postanowiłam sobie wcielić to w życie. Jakie to jest trudne! Jak ja się na pocę i na stresuję, żeby po powiedzeniu słowa "dziękuję" nie dodać: eeee, ładna ta bluzka, ale bardzo tania, z przeceny itd.:). Na przykład wczoraj miałam taką sytuację, teściowa powiedziała mi, że mam ładny lakier na paznokciach, na co ja wykrzyknęłam z entuzjazmem "dziękuję" i nagle urwałam, żeby przypadkiem nie dodać nic więcej:). I chyba nie brzmiałam zbyt przekonująco, bo teściowa zaraz pospiesznie dodała: ale na prawdę jest bardzo ładny:)))))). I to tyle w temacie;).

    OdpowiedzUsuń